Gruvia,Jerza,NaLu ;3

Gruvia,Jerza,NaLu ;3

piątek, 5 grudnia 2014

Odcinek 2
   

   To sie więcej nie powtórzy,obiecała sobie,wychodząc spod gorącego,przynoszącego odprężenie prysznica.Nie ukryje twarzy w dłoniach,nie podda się przeciwnościom losu.Stawi im czoło.Tylko w ten sposób zdoła znaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania.
   Zacznijmy od nowa.Narzuciła znaleziony w szafce szlafrok-turkusowy,o lekko wytartych mankietach.Z zadowoleniem otuliła się miękkim frotte.W szafce nie było nic więcej.Zirytowana Ju zadzwoniła po pielęgniarkę.
-Prosze mi przynieść moje ubrania-zażądała.
-Ale Wasza Wysokość nie powinna...
-Porozmawiam z moim lekarzem-ucięła.-A na razie potrzebuje szczotki do włosów,kosmetyków i odpowiedniego ubrania.-Skrzyżowała ręce na piersi,pragnąc wyglądać bardziej stanowczo.-Jeszcze dziś rano chcę wrócić do domu.
   Nie sposób spierać się z przedstawicielką królewskiej rodziny.Siostra ukłoniła się i poszła po lekarza.
-Czy mogę w czymś pomóc?-zagadnął od progu.Był uprzejmy,jowialny i cierpliwy.Wyobraziła sobie niewysoki,lecz solidny ceglany mur ukryty za ścianą mchu i bluszczu.-Wasza Wysokość nie ma potrzeby wstawać z łóżka.
-Doktorze-zaczęła,gotowa sprawdzić samą siebie.-Doceniam pańskie umiejętności i uprzejmość,lecz jade dziś do domu.
-Dom?-zmrużył oczy,podchodząc do niej,-Droga Juvio...
-Nie.-Przeczącą pokręciła głową w odpowiedzi na pytanie które jeszcze nie padło.-Nie pamiętam.
   Gildarts skinął głową.
-Rozmawiałem z doktorem Wakabą on ma zdecydowanie lepsze doświadczenie w leczeniu podobnych zaburzeń.Dzisiaj po południu zjawi sie tu na konsultacje.
-Chętnie zobaczę się z panem Wakabą,doktorze,ale nie dziś po południu.
   Wsunęła dłonie do głębokich kieszeni szlafroka i wyczuła pod palcami coś niedużego i cienkiego.Wyciągnąwszy spinkę do włosów,ścisnęła ją niczym największy skarb,jakby ten kawałek metalu miał być wytrychem,którym niedługo otworzy sobie przyszłość.
-Muszę sobie jakoś poradzić.Może gdy wrócę do miejsca,które powinnam nazywać domem,zacznę sobie coś przypominać.Wczoraj po wyjściu mojego...ojca zapewniał mnie pan,że amnezja jest chwilowa i że poza szokiem i zmęczeniem nic poważniejszego mi nie dolega.A więc równie dobrze mogę odpoczywać i odzyskiwać siły w domu.
   Igneel stał w drzwiach obserwując jak jego drobna córka hardo przeciwstawia sie doktorowi Gildartsowi.
-Jej Wysokość wróci do domu-zawyrokował nie patrząc na medyka.Nim zdążyła się uśmiechnąć,dokończył:-Da mi pan listę z wytycznymi co do jej dalszej pielęgnacji.Jeśli nie zechce sie podporządkować,odeśle ją spowrotem.Obiecuje.
   Chciała zaprotestować,lecz słowa uwięzły jej w gardle.Schyliła głowę.To,co miało świadczyć o bezwarunkowym posłuszeństwie,zostało przekreślone aroganckim uniesieniem brwi.Poruszony znajomym gestem Igneel mocno zacisnął palce wokół jej dłoni.Obdarzała go tym spojrzeniem tysiące razy,zawsze wtedy,gdy o coś sie targowała,by w końcu otrzymać to,co chciała.
-Poślę po twoje rzecze-rzucił.
-Dziękuje.
   Oboje zauważyli że nie dodała "ojcze"
   W godzinę później opuszczała szpital.Miała na sobie lekką,wiosenną sukienkę.Gdy odkryła,że dobrze sobie radzi z kosmetykami,poczuła jednocześnie ulgę i satysfakcję.Delikatne cienie na powiekach i subtelna warstwa pudru,skutecznie maskująca worki pod oczami,sprawiły,że wychodziła ze szpitala jako całkiem inna osoba.Rozpuszczone włosy falowały,muskając ramiona.Pachniała francuskimi perfumami i czuła,że właśnie taki zapach lubi.
   Wiedziała,że czekający na nią samochód to limuzyna,przestronna i pachnąca bogactwem.Nie pamiętała jednak,by wcześniej nią jeździła,nic też nie mówiła jej twarz szofera,który z szerokim uśmiechem pomógł jej wsiąść do środka.W milczeniu czekała,aż ojciec zajmie miejsce naprzeciwko.
-Wyglądasz o wiele lepiej-pochwalił.
   Tyle rzeczy powinni sobie powiedzieć,lecz nie potrafili znaleźć słów.Zamiast nich grały uczucia.Ju nie czuła się dziwnie w luksusowej limuzynie.Nie przeszkadzał jej ciężar grubego pierścionka,który nosiła na palcu.Na nogach miała włoskie buty.Starte podeszwy świadczyły o tym,że były często używane.Niewątpliwie przez nią,gdyż pasowały idealnie.Musiała yo być ukochana para.
   Zapach wody kolońskiej ojca kojąco wpłynął na jej nerwy.Spojrzała na księcia pytającym wzrokiem.
-Wiem,że mówie po francusku równie dobrze jak po angielsku,bo zdarza mi się myśleć w tym języku-wyjaśniła.-Wiem też,jak pachną róże.Wiem również,w którą stronę mam patrzeć,żeby zobaczyć wschód słońca nad wodą,i jak wygląda świt.Nie wiem,czy jestem uprzejma,czy samolubna.Nie wiem także,jakiego koloru są ściany w moim pokoju,oraz czy potrafiłam ułożyć sobie życie,czy też je zmarnowałam.
   Z ciężkim sercem obserwował,jak siedząc naprzeciw niego,usiłuje wytłumaczyć,dlaczego nie jest w stanie okazać mu miłości.
-Mógłbym ci to wszystko powiedzieć.
   Skinęła głową równie opanowana jak on.
-Ale nie powiesz.
-Myślę,że dowiesz się więcej,jeśli będziesz sama wszystko odkrywać.
-Być może...-Spuściła wzrok i przeciągnęła palcami po torebce z białej,wrażliwej skóry.-W każdym razie zdążyłam już odkryć,że jestem niecierpliwa.
   Posłał jej szeroki uśmiech,który chętnie odwzajemniła.Musi ci to wystarczyć na dobry początek,powiedziała sobie w duchu i utkwiła wzrok na pejzażu za oknem.Od dłuższego czasu pięli się w górę malowniczą,smaganą wiatrem drogą.Szelest liści licznych drzew,także palm,akompaniował ich podróży.Po obu stronach szosy piętrzyły się potężne,surowe skały,w szczelinach których tkwiły dzikie kwiaty.Strome zbocze nikło poniżej w lazurowych wodach spokojnego morza.
   Gdy spoglądała w górę,w kierunku,w którym zmierzali,widziała malownicze miasteczko z różowo-białymi domkami przylepionymi na końcu skalistego półwyspu.Jak w bajce,pomyślała,uświadamiając sobie,że nie czuje zaskoczenia.Gdy dojeżdżali do celu,była całkowicie spokojna.Miasteczko z bliska wyglądało równie pięknie i uroczo.Przytulone do skał domki,wspólnie balansujące na nieprzyjaznym gruncie,sprawiały wrażenie zadowolonych z wzajemnej bliskości.Były schludne i zdawały się z godnością znosić swój wiek.
   Żadnych drapaczy chmur,żadnych korków.Rozpoznawała to miejsce,lecz była pewna,że znała inne,duże i zatłoczone miasta,w których wieżowce trwają w nieustannym wyścigu o miano najwyższego.A jednak to tu był jej dom.Nie czuła potrzeby się sprzeczać.To tu i nigdzie indziej.
-Nie powiesz mi nic o mnie samej?-spytała,patrząc Igneel'owi prosto w oczy.-Opowiedz mi chociasz o Magnolii.
   Lubił jej towarzystwo;widziała to w sposobie,w jaki niemal niezauważalnie uniósł kąciki ust.
-Jesteśmy bardzo starym państwem.-odparł z dumą w głosie.-Dragneel'owie-tak brzmi nasze nazwisko rodowe-mieszkają tu i rządzą tymi ziemiami od siedemnastego wieku.Przedtem Magnolia znajdowała się w różnych rękach.Panowali tu Hiszpanie,Maurowie,znowu Hiszpanie i wreszcie Japończycy.Jesteśmy,jak widzisz,miastem portowym,a nasze strategiczne położenie od wieków czyniło z nas smakowity kąsek.W 1657 roku nasz przodek Igneel Dragneel,dostał Księstwo Magnolii.Od tamtej pory pozostaje w naszych rękach i zostanie dopóty,dopóki będziemy mieć męskiego potomka.Tytułu nie można przekazać córce.
-Rozumiem.-Schyliła głowę w zamyśleniu..-Osobiście mogę być za to wdzięczna,lecz z punktu widzenia polityki to dość przestarzałe.
-Nieraz mi to mówiłaś.-westchnął.
-Aha.-Odwróciła głowę by nie patrzeć na dzieci bawiące sie w parku przy tryskającej radośnie fontannie.Minęli sklep z barwnymi sukienkami,piekarnię,której wystawę ozdabiały różowe i białe pudełeczka,oraz dom,przed którym na trawniku pyszniły się krzewy azalii.-Czy Dragneel'owie dobrze rządzili?
   Jakież to dla niej typowe,pomyślał.Nic nie pamięta,lecz dociekliwy umysł jest żądny informacji.
-Magnolia cieszy sie pokojem-odparł.-Jesteśmy członkiem ONZ.Państwem rządze ja wraz z Jose Porlą sekretarzem stanu.Mamy Radę Korony,która obraduje trzy razy w roku.W sprawach międzynarodowych muszę się z nimi konsultować.Wszystkie prawa muszą zostać zatwierdzone przez obieralną Radę Narodową.
-Czy w rządzie są kobiety?
   W zamyśleniu potarł brodę.
-Widzę,że nadal masz smykałkę do polityki.Tak,są.Nie byłabyś zadowolona,gdybym podał ci dane procentowe,lecz Magnolia mimo to jest państwem postępowym.
-Może "postępowe" to nie jest właściwe określenie-zauważyła.
-Być może.-Uśmiechnął się,wspominając,ile razy dyskutowali na ten temat.-Prze,ysł stoczniowy ze zrozumiałych względów stanowi naszą najmocniejszą stronę,lecz turystyka plasuje sie tuż za nim.Mamy piękny stary kraj o godnym pozazdroszczenia klimacie.Rządzimy się sprawiedliwie.Nasz kraj jest mały,lecz ważny.
   Tym razem nie zamierzała podważać słów ojca.
Całkowicie pochłonął ją oszałamiający widok pałacu.Stał w miejscu najodpowiedniejszym dla tego typu budowli-w najwyżej położonym punkcie półwyspu,zwrócony w stronę morza,do którego prowadziło strome,skaliste urwisko.
   To był widok,którego sam król Artur by nie zapomniał! Ju pałac jawił się jako rzeczywistość pięknej baśni.
   Wzniesiono go z białego kamienia,ozdabiając niezliczoną liczbą skrzydeł,tarasów i wieżyczek.Równie dobrze musiał służyć obronie,jak celom reprezentacyjnym.Pozostał przez wieki niezmieniony.Górował nad stolicą niczym jej stróż i błogosławieństwo.
   Otwartych bram strzegły straże.W schludnych,czerwonych mundurach gwardziści wyglądali elegancko,choć nieco zabawnie.Ju przypomniała sobie nagle o Gray'u.
-Rozmawiałam z twoim przyjacielem,panem Fullbusterem-oznajmiła nieobowiązkowym tonem,odrywając wzrok od pałacu.Najpierw interesy,kotku,postanowiła.Miała wrażenie,że tak właśnie zazwyczaj postępuje.-Podobno prosiłeś go o opieke nade mną.Choć doceniam twoją troskę,uważam,że pomysł,aby w moje życie wkroczył jeszcze jeden nieznajomy,jest odrobinę niewłaściwy.-W jej głosie zabrzmiał cierpki ton.
-Gray jest synem jednego z moich najdawniejszych i najbliższych przyjaciół.Nie jest obcy.-wyjaśnił Igneel.
-Dla mnie jest.Z tego,co mówi,wynika,że spotkaliśmy sie tylko raz,prawie dziesięć lat temu.Nawet gdybym go pamiętała,i tak byłby dla mnie obcym człowiekiem.
   Zawsze podziwiał sposób,w jaki jego córka potrafiła w razie potrzeby wykorzystać umiejętność logicznego rozumowania.Tym razem nie mógł pozwolić by podziw przewyższył rozsądek.
-Gray Fullbuster w Stanach był w policji i zajmował się sprawami bezpieczeństwa,a teraz właśnie tego potrzebujemy.
   Ju pomyślała o ubranych w czerwone mundury gwardzistach przy bramie i mężczyźnie o byczym karku,który siedział w samochodzie za nimi.
-Czy ochrona,którą zatrudniasz,nie wystarczy?
   Igneel zaczekał z odpowiedzią do czasu,gdy limuzyna zatrzymała się przed wejściem do pałacu.
-Gdyby wystarczyła,nie szukałbym nikogo.-Wysiadł z samochodu i odwrócił się by pomóc córce.-Witaj w domu Juvio.
   Ich dłonie pozostały złączone.Igneel czuł,że nie jest gotowa,by wejść do środka,i cierpliwie czekał.
   Wciągnęła w nozdrza intensywną woń.Pachniało jaśminami,wanilią,ziołami i rosnącymi na dziedzińcu różami.Białe kamienie niemal oślepiały na tle soczystej,zielonej trawy.Na pewno był tu kiedyś most zwodzony,pomyślała zaskoczona swoją pewnością siebie.Teraz wytarte kamienne schody prowadziły do potężnych,mahoniowych drzwi.Niektóre pałacowe okna zdobiły witraże.Na najwyższej z wież powiewała śnieżnobiała,przecięta krwistoczerwoną kreską flaga.
   Budynek zdawał się wzywać ją do siebie,a spokój,jakim emanował,dawał poczucie bezpieczeństwa.Był równie realny jak strach,który odczuwała jeszcze tak niedawno.A jednak nie potrafiła powiedzieć,które z okien należą do niej.Przecież przyjechałaś po to,żeby sie tego dowiedzieć,głupia babo,upomniała samą siebie i energicznie ruszyła ku pałacowi.
    Zdążyła przejść kilka kroków,gdy drzwi otworzyły się z hukiem i z pałacu wybiegł młody mężczyzna o stojących,gęstych różowych włosach.
-Ju!-Rzucił się jej na szyje z siłą i entuzjazmem młodości.Z zadowoleniem stwierdziła,iż pachnie końmi.-Właśnie wróciłem ze stajni,kiedy Jellal powiedział,że jesteś w drodze do domu.
   Od razu poczuła,że ów młody człowiek musi bardzo mocno ją kochać,i ponad jego ramieniem bezradnie spojrzała na ojca.
-Twoja siostra musi odpocząć,Natsu-pospieszył z uwagą nieoceniony Igneel.
-Naturalnie.Tu odpocznie najlepiej.-Szeroki uśmiech nie schodził mu z twarzy.Wyglądał tak młodo,tak radośnie.Gdy zobaczył,że Ju mu sie przygląda,zapytał:-Nic nie pamiętasz?W dalszym ciągu?
   Pragnęła go przytulić,czuła,że bardzo tego potrzebuje.Ale na razie mogła jedynie odwzajemnić uścisk dłoni.
-Przykro mi.
   Otworzył usta,lecz nie powiedział słowa,a tylko ciasno objął ramieniem jej talię.
-Nonsens.-skwitował wesoło.-Teraz,gdy już jesteś w domu,błyskawicznie odzyskasz pamięć.Jellal i ja nie mogliśmy się ciebie doczekać.Wspaniale,że wróciłaś.
   Mówił szybko i była pewna,że usiłuje w ten sposób uspokoić zarówno ją,jak i siebie.Weszli do przestronnego holu,z freskami na suficie i wypolerowaną posadzką.Nie wiedziała,dokąd prowadzą szerokie schody.Serce waliło jej tak jak młotem,więc postanowiła skoncentrować się na kojących zapachach.Świerze kwiaty i wosk cytrynowy.Słyszała stukot własnych obcasów na posadzce.
   Na stoliku stała wysoka,lśniąca waza.Wiedziała,że pochodzi z czasów dynastii Ming,podobnie jak była pewna,że stolik jest w stylu Ludwika XIV.Potrafiła nazwać i skatalogować przedmioty,lecz nie była w stanie określić co ją z nimi wiąże.Promienie słońca,wpadające przez dwa wysokie łukowe okna,nie rozgrzewały jej skóry.
   Ucieczka!Gwałtowna potrzeba wyrwania się z tego miejsca dawała o sobie znać z coraz większą siłą.Pragnęła obrócić się na pięcie i znaleźć w bezpiecznej bezosobowej sali szpitalnej.Tam nie musiałaby sprostać tylu oczekiwaniom,odpowiadać na wszystkie nie zadawane pytania wiszące w powietrzu.Nie czułaby wszechobecnej miłości domowników,której nie była w stanie odwzajemniać.Czy kiedykolwiek będzie do tego zdolna?
   Natsu zrozumiał,że jest spięta,i mocno ją objął.
-Wszystko będzie dobrze Ju.
   W niewytłumaczalny sposób znalazła się,by się uśmiechnąć.
-Tak,wiem.
   W głębi holu otworzyły się drzwi.Ju wiedziała,że ma przed sobą drugiego brata.Ze wszystkich sił chciała odnaleźć w sobie jakieś uczucia.
   Nie miał gładkiej urody Natsu.Jego rysy były znacznie surowsze niż u młodszego brata.Wyczuwała w nim tą samą godność,która towarzyszyła każdemu ruchowi ich ojca.Ależ tak,przypomniała sobie,przecież jest dziedzicem.A to wiążę się z wieloma obowiązkami już w młodym wieku.
-Juvio!-Jellal nie podbiegł do niej,jak to wcześniej uczynił Natsu,lecz podszedł spokojnie.Wreszcie stanął przed nią i ujął w dłonie jej twarz..Zrobił to w taki sposób,że była pewna że w przeszłości robił to setki razy.W przeszłości,której nie znam,pomyślała czując ciepło jego palców na policzkach.-Tęskniliśmy za tobą.
-Ja...-zająkała się.Co powinna powiedzieć?Co odczuć?Wiedziała jedynie,że dłużej tego nie wytrzyma,że wcale nie jest tak dobrze przygotowana jak myślała.
   Wtem, zza ramienia Jellala wyłonił się Gray.Widocznie musiał rozmawiać z jej bratem.Teraz stał z tyłu,obserwując spotkanie rodzinne.Być może,będzie kiedyś tego żałować,lecz teraz potrzebowała jego spokojnej bezstronności.Starając sie nie stracić panowania nad sobą,dotknęła ręki Jellala.
-Przepraszam,jestem bardzo zmęczona.
   W oczach brata dojrzała błysk,którego nie potrafiła sobie wytłumaczyć.
-Ależ oczywiście.Powinnaś odpocząć.Zaprowadzę cię na górę.
-Nie.-Dokładała wszelkich  starań,by odmowa nie zabrzmiała niegrzecznie.-Wybacz mi potrzebuje trochę czasu.Może pan Fullbuster zechce zaprowadzić mnie do mojego apartamentu.
-Siostrzyczko...
   Protest Natsu został natychmiast ukrócony przez Jellala.
-Gray,wiesz gdzie są pokoje Juvii.
-Naturalnie.-Amerykanin podszedł i wziął ją pod rękę,gestem pozbawionym emocjonalnego zaangażowania.-Wasza Wysokość?
   Szerokimi schodami poprowadził ją na górę.Na moment odwróciła głowę,by spojrzeć na trzech odprowadzających ją wzrokiem mężczyzn.Czuła,że dzielą ich dziesiątki kilometrów,że nic ich nie łączy.Wzburzone emocje sprawiły,że reszte drogi przebyła w milczeniu.
   Z niczym nie kojarzyły jej się szerokie lśniące korytarze ani wielobarwne arrasy czy misterne drapowane zasłony.Minęli pokojowkę,której na widok księżniczki,łzy napłynęły do oczu.
-Jak to możliwe,że tak mnie kochają?-mruknęła do siebie samej.
   Gray szedł,delikatnie podtrzymując ją za ramię.
-Ludzie zazwyczaj chcą być kochani.
-I nigdy nie zastanawiają się,czy na to zasługują?-Pokręciła głową.-Czuję się zupełnie tak,jakbym weszła w cudze ciało.To ciało ma przeszłość,a ja nie.Z jego wnętrza,jak z jakiejś wieży obserwuje,w jaki sposób istnieje dla innych.
-Możesz wykorzystać ten dystans.
  Posłała mu przelotne,zaciekawione spojrzenie.
-A niby jak?
-Masz możliwość oglądania ludzi wokół siebie,nie nastawiając się w stosunku do nich w żaden sposób-wyjaśnił z powagą.-Jesteś całkowicie neutralna,jeśli chodzi o uczucia.Obserwujesz ich bez uprzedzeń.To może ci pomóc zrozumieć siebie.
-Rozumiesz więc,dlaczego poprosiłam cię,żebyś mnie zaprowadził do pokoju?
   Jej towarzysz zatrzymał się przed pięknie rzeźbionymi drzwiami.
-Tak,masz rację-rzekła z namysłem.-Jeszcze przed chwilą myśłałam,że nie zniosę ani jednego obcego więcej w moim życiu-wyznała szczerze.-A jednak...Nie żywisz do mnie żadnych uczuć,więc ja nie czuje sie zobowiązana ich odwzajemniać.Pilnowanie mnie i zachowanie trzeźwego spojrzenia na sytuacje nie sprawia ci żadnego problemu.
   Patrzył na nią w mdłym świetle korytarza.Żadnen mężczyzna nie byłby w stanie pilnować tej kobiety zachowując trzeźwość umysłu,lecz wolał jej tego lepiej nie mówić.
-Tam,na dole,bałaś się prawda?
   Ju uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy.
-Prawda.
-A więc zdecydowałaś sie mi zaufać.
-Nie.-Powiedziała to,uśmiechając sie uroczo.Gray dostrzegł w niej coś z owej dziewczyny z brylantami we włosach,którą poznał przed laty.Ale to wspomnienie niosło ze sobą zbyt wiele emocji..-Trudno,w tej paranoicznej sytuacji muszę komuś ufać,bo inaczej zwariuję.
   Sam już nie wiedział,czy bardziej pociąga go jej uśmiech,czy bystrość i siła charakteru.
-Co postanowiłaś?
-Nie potrzebuje twoich usług jako ochroniarza,Gray,ale twoja pomoc w innej formie może się dla mnie okazać nieoceniona-oświadczyła.-Ojciec pragnie,abyś koniecznie tu został,więc może moglibyśmy dogadać się między sobą co do natury naszej współpracy.
-Co masz na myśli?
-Nie chcę,żeby wszędzie za mną chodzono.To jest chyba jakaś obsesja,bo nienawidze ochrony.Wolałabym uważać cię za bufor pomiędzy mną a...
-Twoją rodziną?-dokończył.
   Pochyliła głowę i zacisnęła palce na torebce.
-Masz prawo do zachowania takiego dystansu,jaki jest ci potrzebny,Juvio-rzekł łagodnie.
-Ale oni też mają swoje potrzeby.Mam tego pełną świadomość.-Uniosła z powrotem głowę,lecz nie spojrzała na Gray'a lecz na drzwi za jego plecami.
-To moje apartamenty?
   Przez chwilę wyglądała na zupełnie zagubioną.Pragnął ją pocieszyć,lecz wiedział,że ona tego właśnie nie potrzebuje.
-Tak.
-Myślisz,że postąpie jak tchórz,jeśli powiem,że nie chce tam wchodzić sama?
   W odpowiedzi nacisnął na klamkę  i wszedł o pół kroku przed nią.A więc lubiła kolory pastelowe...
   Rozglądała się po małym,przytulnym saloniku utrzymywanych na jasnych,delikatnych odcieniach.Żadnych falbanek,zauważyła z zadowoleniem.Nawet bez nich pokój był niezwykle kobiecy.Poczuła ulgę na myśl,iż akceptuje swoją kobiecość bez potrzeby udowadniania jej.Może z czasem odkryje,że lubi Juvie.
   Pokój nie był przeładowany,ale też miejsce sie nie marnowało.Na stylowym biureczku pysznił się wazon ze świeżymi kwiatami.Na komórce stała kolekcja maleńkich,kolorowych flaszeczek w przeróżnych kształtach.One też zrobiły na niej nie małe wrażenie.
   Stanęła na bladoróżowym dywaniku i dotknęła rzeźbionego oparcia krzesła.
-Powiedziano mi,że zmieniłaś wystrój swojego apartamentu jakieś trzy lata temu-zakomunikował Gray od niechcenia.-Zapewne to miłe uczucie dowiedzieć się,że się ma dobry gust.
   Czy sama wybierała materiał na obicie poduch miękkiej sofy?Ju przejechała po niej palcem,zupełnie jakby dotyk mógł przynieść odpowiedź.Nic.Z okna mogła podziwiać rozciągającą się poniżej Magnolię,jak to musiała wcześniej robić setki razy.
   Widziała ogrody,rozległe połacie trawników,sterczące skały i morze.Dalej leżało miasto,domy,wzgórza i zieleń.Mimo że nie mogła tego widzieć,była pewna,że w parku przy fontannie nadal bawią się dzieci.
-Dlaczego blokuję wspomnienia?-spytała niespodziewanie.W jej głosie pojawiła się nuta desperacji.-Dlaczego blokuję to,co tak bardzo chciałabym sobie przypomnieć?
-Być może są sprawy,na których przypomnienie nie jesteś jeszcze gotowa.
-Nie wierzę.-Cisnęła torebkę na sofę i zaczęła spacerować po pokoju,nerwowo zaciskając dłonie.-Coraz bardziej nie lubie tego muru,który odgradza mnie ode mnie samej.
   Pozornie delikatna i krucha,ta kobieta była pełna pasji.Każdemu mężczyźnie trudno byłoby udawać obojętność w jej obecności.
-Musisz być cierpliwa-poradził,zastanawiając się,do kogo kieruje te słowa: do niej,czy do samego siebie.
-Cierpliwa?-Ze śmiechem przesunęła dłonią po włosach.-Czemu jestem tak diabelnie pewna,że cierpliwość nie należy do moich zalet?Czuję,że jeśli tylko zdołam wyrwać z tego muru choćby jedną cegłę,reszta natychmiast runie.Ale jak tego dokonać?Ty mógłbyś mi pomóc.-Błękitne oczy patrzyły na niego w napięciu.
-To zadanie dla twojej rodziny-odrzekł z wysiłkiem.
-Nie.-Potrząsnęła głową w sposób,który nie pozostawiał cienia wątpliwości co do jej królewskiego pochodzenia.Mówiła cicho,lecz tonem nieznoszącym sprzeciwu.-Oni mnie znają,to jasne,lecz ich uczucia,podobnie jak moje,sprawią,że mur utrzyma się o wiele dłużej,niż potrafiłabym to znieść.Patrzą na mnie i ranią mnie,ponieważ ich nie znam.
-Za to ja nie znam ciebie.
-Owszem,i stąd twoja rola.Nie będziesz się starał nie zranić moich uczuć,więc nie będziesz z nimi igrał.Pozostaniesz bezstronnym uczestnikiem tej gry.Przecież i tak już przystałeś na propozycję mojego ojca,prawda?
   Gray pomyślał o czekającej na niego ziemi.Wsunął ręce w kieszeń i odparł:
-Owszem.
-Zdecydowałeś się śledzić każdy mój krok-mówiła,patrząc mu prosto w oczy.-A skoro i tak tu będziesz,to mógłbyś mi się do czegoś przydać.
   Gray uśmiechnął się gorzko.
-Jestem do usług,Wasza Wysokość.
-Cieszę się.I jednocześnie przepraszam,że sprawiłam ci przykrość.-Zrobiła kilka kroków w jego stronę.-Myślę,że jeszcze nieraz damy sobie we znaki,zanim ta historia się skończy.Mówię ci to wszystko nie dlatego,żebym chciała wzbudzać litość,lecz dlatego,że muszę to komuś powiedzieć.Czuję się samotna...-Głos jej znacznie zadrżał.Wpadające przez okno słońce zdradziło bladość.-Nie mam nic,co mogłabym zobaczyć lub dotknąć,wiedząc że jest moje.Nie mogę sięgnąć pamięcią wstecz i przypomnieć sobie czegoś zabawnego,smutnego czy słodkiego.Nawet nie wiem,jak brzmi moje pełne imie.Nic nie wiem.
   Dotknął jej.Nie powinien tego robić,lecz nie był w stanie się powstrzymać.Palce powędrowały ku smutnej twarzyczce i leciutko musnęły policzek.
-Jaśnie Oświecona Juvia Madeline Justine Dragneel z Magnolii-szepnął.
-Daj spokój,Ju brzmi lepiej.-Zdobyła się na uśmiech.Nie cofnął dłoni.Przymknęła oczy oddając się pieszczocie.-Przy Ju mogę się odprężyć.Powiedz mi,zależy ci na mojej rodzinie?
-Tak.
-W takim razie pomóż mi odzyskać kobietę,której potrzebują.Pomóż mi ją odnaleźć.W ciągu tygodnia straciłam dwadzieścia pięć lat.Muszę się dowiedzieć dlaczego.Powinieneś mnie zrozumieć.
-Rozumiem cię,Ju.-Jednak nie powinienem cię dotykać,dokończył w myślach.-Co wcale nie znaczy,że mogę ci pomóc.
-Ależ możesz!Możesz,bo nie czujesz takiej potrzeby.Nie bądź miły,bądź szorstki.
-Uprzykrzanie życia księżniczce może nie wyjść na zdrowie amerykańskiemu eksglinie.-zauważył.opiekuńczym gestem biorąc ją za rękę.
   Roześmiała się głośno,swobodnie.Słyszał ten dźwięk po raz pierwszy od dziesięciu lat,lecz mimo to zapamiętał go doskonale.Pamiętał też to,o czym ona nie mogła wiedzić: wspólny walc w świetle księżyca.Wiedział,że zostając,nie postępuje rozsądnie.Ale nie mógł jeszcze wyjechać.
   Zacisnęła palce wokół jego dłoni.Wyglądała teraz młodo,radośnie.
-Zapewniam ci immunitet,panie Fullbuster.Dostajesz niniejszym pozwolenie,żeby na mnie krzyczeć,poganiać i szturchać,i ogólnie rzecz biorąc dokuczać,jak się da,bez obawy o własne życie.
-Czy opatrzysz swój akt królewską pieczęcią?-Natychmiast podchwycił grę.
-Jeśli tylko ktoś mi powie,gdzie mogę ją znaleźć-odparowała.
   Po napięcie nie został nawet ślad.Była blada i zmęczona,lecz cudownie uśmiechnięta.Teraz emanowała czymś jeszcze: nadzieją i determinacją.Gray już wiedział,że jej pomoże.Później będzie się zastanawiać dlaczego.
-Wystarczy mi twoje słowo.-stwierdził z powagą.
-A mnie twoje.Dziękuje.
   Uniósł jej dłoń do ust.Wiedział,że ten gest powinien być dla niej równie naturalny jak oddychanie.A jednak,gdy wargami muskał jej jedwabistą skórę,dostrzegł błysk w jej wielkich oczach.Była nie tylko księżniczką,ale i kobietą.Pociągała go.Im bardziej był świadom jej kobiecości,tym większe odczuwał podniecenie.Ostrożnie puścił dłoń i cofnął się.
-Zostawię cie teraz,musisz odpocząć.Twoja pokojówka ma na imię Hilda.Przyjdzie godzinę przed kolacją,chyba że będziesz jej potrzebowała wcześniej.
   Ręka Ju opadła bezwładnie wzdłuż ciała,zupełnie jakby nie należała do niej.
-Doceniam to,co dla mnie robisz-rzekła z prostotą,
-Nie zawsze tak będzie.-Podszedł do drzwi.Gdy się odwrócił,nadal stała przed oknem.Promienie słońca podświetlały jej włosy,tworząc aureolę.-Wystarczy na dzisiaj,Ju-oświadczył cicho.-Jutro możemy wrócić do sprawy.



    Wreszcie!Mam nadzieje,że nie kazałam wam moi mili długo czekać ;3 Jak pewnie zauważyliście...postacie tutaj nie mają takich samych charakterów jak w anime i mandze.Dajmy tu na przykład Gray'a i Juvię...nie ma żadnego "Gray-sama jest taki cudowny" ani "Odwal się Juvia" Są to moje własne postacie,ale wydaje mi się że ujdą w tłoku.Nie spodziewajcie się więc proszę,że w Jerza i NaLu będzie inaczej...Ale żadnych spojlerów :D Jak się podobało? Mam nadzieje,że jednak trochę was zaczyna ciekawić ;) Proszę komentujcie ;3 To naprawde mi pomaga,gdy wiem,że ktoś wogóle czyta moje opowiadanie :D Pozdrawiam.
~Lucy